środa, 12 lutego 2014

Spacerem po ulicach Chin

ruchliwa ulica z zegarkami różnych marek, HongKong 2009
Zapraszam na chiński spacer lub spacer chińskimi ulicami. Taki z parasolką, która chroni przed promieniami słońca i obowiązkowo z filtrem przeciwsłonecznym w kieszeni faktor 70 (nie przesadzam mają takie). Albo z maską na buzi, która chroni przed spalinami w godzinach szczytu bądź rozprzestrzenianiem się bakterii, kiedy my jesteśmy przeziębieni. Dbamy o zdrowie innych, nie chodzimy do pracy z czerwonym kinolem od kataru i bólem gardła, a jak już chodzimy to w maseczce takiej chirurgicznej.
Spacer zaczynamy od dzielnicy finansowej Pudong w Shanghai - w 2009 roku zamieszkiwało ją ok 2,7 mln ludności, a gdzie pozostała cześć miasta. Są godziny wczesne wieczorne, gwar ulicy, pośpiech, cykające przeraźliwie cykady, zaznaczające fakt, że już jest po deszczu, gorąco i parno, z zapachem przygotowywanego w restauracjach jedzenia, czuć olej sezamowy i parowany jaśminowy ryż. 


nieświadoma, że za chwilę być może będziemy jeść siekanego szczura zamiast królika,
nie pamiętam czy pokazałam kelnerowi
w słowniku obrazkowym szczura czy królika, Shanghai 2009
Nad nami górują wieżowce sięgające chmur, czujemy się jak liliputy, od spoglądania w górę boli kark, trzeba rozmasowywać szyję. Warszawski Intercontinental Hotel i Złota 44, wieżowiec zaprojektowany przez Liebeskinda - to nie to samo. Śpimy w Otwieraczu - taki mały luksus po długiej podróży spędzonej w samolocie. 
mieszczące się obok siebie dwa hotele sieci Hyatt, chcieliśmy spać w hotelu 
mieszczącym się w Jin Mao Tower (ten na pierwszym planie), 
ale okazało się, że Shanghai Word Financial Cenetr go przerósł
 i spaliśmy własnie w Otwieraczu (drugi plan),
dzielnica Pudong, Shanghai 2009
A następny dzień rozpoczynamy od zwiedzania starego miasta, leżącego w dorzeczu rzeki Jangcy. Tłoczno tu, kolorowo, duszno i dźwięcznie - bo gdzieś z tłumu dobiegają odgłosy chińskiego teatru cieni. Podchodzę blisko, niestety nieprzyjemny zapach mnie odciąga od tego miejsca - zapach psującego się białka połączony z smażonym olejem. Okazuje się, że źródłem tego zapachu jest jeden z przysmaków Chińczyków - sfermentowane tofu. 

stare miasto w Szanghaju - tłoczno i gorąco, a do tego orientalnie

Wypadałoby jeszcze odwiedzić ogród Yuyuan, zlokalizowany blisko starego miasta. Tak też robimy, ale zapraszam na wycieczkę po ogrodach chińskich w następnym odcinku.
Dopada nas lekki głód, może by coś zjeść? Może kaczkę po pekińsku?


kaczki - zapewne przygotowywane na kaczkę po pekińsku, Yangshou, Chiny 2009
Do wyboru mamy: kaczka po pekińsku, pierożki w Yangshou, sfermentowane tofu lub taki uliczny fast food. Tym razem szkoda nam czasu - stawiamy na narodowy fast food z chińskiej garkuchni.
takie jedzenie, jest przepyszne - świeże, ciepłe i pachnące, duża różnorodność i ten dreszczyk emocji,
jak to będzie smakować, na ulicy gdzieś w Chinach, nie pamiętam gdzie
A popołudniem spacer po urokliwych uliczkach wokół ogrodu w Suzhou

ogrody w Suzhou zwiedzone, czas zacząć penetrację uliczek tego 2-milionowego miasteczka,
Suzhou, Chiny 2009
I przechadzając się leniwym krokiem podglądamy zwyczajne życie Chińczyków


uliczki Yangshou, Chiny 2009
Nieoczekiwanie zaskakuje nas deszcz, ale on w tym klimacie przynosi ulgę od gorąca i oczyszcza powietrze. To nie jest problem. Mamy czym oddychać.
i po deszczu, na deptaku w Guilin, Chiny 2009
Zaglądamy do ulicznego straganu ze świeżymi owocami, kupujemy carambolę i trochę włochatych rambutanów. Idziemy dalej, ale powoli nogi nie chcą już nas nosić.


popołudniowy targ ze świeżymi owocami, gdzieś na jednej z ulic w HongKongu, Chiny 2009
Może resztę drogi pokonamy metrem lub tramwajem. Może takim kolorowym jak ten, a może ....

... albo takim niebieskim jak ten.




Trudna decyzja, bierzemy taksówkę, to nic, że przejazd nią nie należy do najtańszych, szkoda czasu na zastanawianie się jakim tramwajem dojechać i gdzie się przesiąść na metro. Zresztą w HongKongu dużo łatwiej porozumieć się w języku angielskim - na szczęście tutaj wszyscy nim mówią. Nie to co Shanghai lub Suzhou, gdzie musieliśmy się nieźle namachać rękoma, aby coś załatwić, nawet mini rozmówki polsko-chińskie okazały się mało przydatne. Bo dane słowo było wypowiedziane innym tonem i znaczyło zupełnie coś innego - język chiński to język toniczny. Chińczycy są bardzo weseli.


wsiadamy do taxi i jedziemy na ferry boat, będziemy płynąć na wyspę Lantau, HongKong 2009
Z portu wracamy jednak komunikacją miejską. Nie ma co się zastanawiać nad taksówką.


arterie ulic w HongKong
Jeszcze nie wracamy do hotelu, zaglądamy jeszcze do dzielnicy światowej finansjery.


gdzieś w dzielnicy finansowej w HongKong
Nie zauważamy jak się ściemnia. Czas wracać do hotelu.


HongKong nocą
I jak Wam się podobało? Zmęczeni czy zaciekawieni?
Tak jak pisałam, że do Chin jeszcze wrócę nie jeden raz. Słowa dotrzymałam.
na ulicach Guangzhou (Kanton), Chiny 2013


20 komentarzy:

  1. Ależ ja Ci zazdroszczę tej wyprawy do Chin!
    O maseczkach czytałam kiedyś w książce o Japonii, że nosi się, kiedy jest się przeziębionym dlatego, że wtedy lepiej się oddycha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że u Chińczyków jest bardzo duża świadomość tego, żeby nie zarażać innych - jakakolwiek epidemia mogłaby ich zdziesiątkować. Są bardzo ostrożni, kiedy nasz samolot wylądował na lotnisku w Szanghaju, nie zeszliśmy z pokładu - wpadła ekipa kosmitów - w takim srebrno - białychy kombinezonach i z takimi kosmicznymi kaskami na głowie, każdy z tych kosmitów miał obowiązek sprawdzić temperaturę ciała u każdego z pasażerów samolotu. To nie były termometry rtęciowe ani elektroniczne, to były termometry na podczerwień - jedno pstryknięcie promieniem w czoło czerwona kropka i już mieli temperaturę. Gwiezdne wojny.
      Jestem zachwycona Chinami i pewnie wrócę tam jeszcze z kilka razy.
      Cieszę się, że dałaś radę dzisiaj na tym spacerze.
      Z pozdrowieniami, El

      Usuń
  2. wow! Pięknie tam! :) Może kiedyś również będzie mi dane odwiedzić to miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatni wywiad z Kamilem (mistrzem olimpijskim) i retrospekcja do wywiadu z nim jako chłopiec - jest świetnym przykładem, że trzeba mieć cel, który jest wyrażony we wszystkich zmysłach, cel musi być realny, wypowiedziany pozytywnie i określony w czasie.
      U mnie też się sprawdza - chciałam pojechać do Afryki - zainspirował mnie film Pożegnanie z Afryką, osiągnęłam ten cel i wtedy stało się, że połknęłam bakcyla podróżowania.
      A a sposobie realizacji swoich marzeń - możemy porozmawiać na priv'ie jesśli będziesz miała ochotę, to zapraszam.
      z serdecznymi pozdrowieniami, El

      Usuń
    2. Zapraszam Cię kochana do siebie po nominację w Liebster Blog Award :)))
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
    3. AJ a co to takiego Moja Droga?

      Usuń
  3. Super zdjęcia! Ale trochę mnie zmroziło jak przeczytałam, że podali Wam szczura...brrr. Ale co kraj, to obyczaj ;-)
    Przesyłam pozdrowienia,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edith, ja zjadłam, bo byłam głodna, ale mój mężczyzna odmówił - nie jadł.
      z pozdrowieniami, El

      Usuń
  4. Ciekawa ,niebanalna wyprawa ,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyprawa marzenie!!!
    Dziękuję za odwiedziny!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. marzenia są po to aby je spełniać
      dziękuję za odwiedziny, z pozdrowieniami El

      Usuń
  6. Piękna relacja i wycieczka. Mnie w takich wyjazdach zawsze najbardziej fascynuje życie zwykłych ludzi, a nie typowe atrakcje turystyczne na pokaz. Chociaż te typowe (np zabytki) tęż warto zobaczyć. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale cudownie! Piękne zdjęcia ukazujące jakże inną od naszej kulturę. Zaraz ruszam w teren wykorzystać fajną pogodę ale wrócę tu jeszcze poczytać wcześniejsze relacje z Chin i nie tylko. Pozdrawiam i życzę fajnej soboty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że światło wczoraj było odpowiednie aby robić zdjęcia i Twoja sobota była udana.
      Dziękuję za komentarz i odwiedziny, z pozdrowieniami
      El

      Usuń
  8. trudno jest w HongKongu znaleźć zabytki - to miasto jest bardzo nowoczesne i to chyba nie są atrakcje na pokaz - tak wygląda życie w wielkich miastach w Chinach i w HongKongu. Są też prowincjonalne miasteczka dużo mniejsze liczące 1-2 mln mieszkańców i jeszcze mniejsze. Wiesz zorganizowanie takiej wyprawy samemu bez pomocy biura podróży i nie znając chińskiego jest naprawdę wyzwaniem. Zapraszam na inną relację z Chin już wkrótce.
    Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :-)
    Ella

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale cudne foty. Wyprawa życia. O Chinach mogę pomarzyć tym fajniej ogląda się twoje foty i czyta relację.:-) pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to zapraszam na kolejne, miło, dziękuję
      z pozdrowieniami, Ella

      Usuń
  10. Piękne zdjęcia! Również uwielbiam podróże. W ten rejon świata jeszcze nie dotarłam. Bardzo bym chciała i może kiedyś się uda :) Tymczasem oglądam i zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli lubisz podróżować, to z pewnością dotrzesz w tamte rejony. Gwarantuję :-)
      A ja też wpadam do Ciebie, oglądam i zazdroszczę pomysłów i talentu.
      z pozdrowieniami, Ella

      Usuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza!
Uprzejmie proszę Użytkowników Anonimowych o podpisanie się chociaż imieniem lub nickiem, chciałabym wiedzieć jak się do Was zwracać.