niedziela, 10 marca 2013

Narty biegowe – Bukowina Tatrzańska



Miał być wypad w Alpy – stanęło na polskich Tatrach z małym przerywnikiem w Słowacji, ale oczywiście szlachetne zdrowie nikt się nie dowie jako smakujesz aż się zepsujesz. Zepsuło się, ale zanim nawaliło, kilka istotnych faktów bez których nie byłoby całej wyprawy i przygody z biegówkami.


Po pierwsze gwiazdka lub gwiazdorek w tym roku był wyjątkowo szczodry, bo pod zieloną choinką znalazły się piękne nowiutkie buty i kijki do nart biegowych.




Bakcyl dziergania odżył już w październiku 2012, kiedy to zrobiłam na drutach piękny czarny komin, zawijany na 2 razy wokół szyi. Na  okoliczność zimowego szaleństwa na nartach biegowych wydziergałam golf w czterech kolorach.


Bukowina Tatrzańska mnie zauroczyła – sypnęło śniegiem, codziennie przybywało nowego bialutkiego puchu, hotel w którym się zatrzymaliśmy położony jest na wysokim wierchu, z okien rozpościerał się widok na szczyty tatrzańskie między innymi na Rysy i stąd pewnie nazwa Hotelu. Śniadania hotelowe kojarzyły się nam z epoką późnego Gierka, ale przecież nie samym chlebem człowiek żyje. Najważniejszy był spokój i cisza i te cudowne widoki na panoramę Tatr i śnieg, śnieg, śnieg - biało ...


Miało być o bieganiu na nartach – cóż w Tatrach nie za wiele jest takich miejsc – bardziej się dba o narciarzy zjazdowych. Pozostało nam bieganie Doliną Chochołowską. Wyprawa w poszukiwaniu tras biegowych do Ośrodka Biathlonowego w Kirach/ Kościelisku okazała się stratą czasu, bo tor był nieprzygotowany. Podobno lada dzień miały zostać wytyczone trasy biegowe – bo od niedawna spadł śnieg i nie było w związku z tym warunków pogodowych – tak zapewniał nas Kierownik tego Ośrodka.



Z Bukowiny Tatrzańskiej na Słowację jest bardzo blisko, dlatego pojechaliśmy do sąsiadów, a tam piękne słońce, mniej ludzi, ośnieżone stoki, śnieg, trasy biegowe – zimowy raj dla narciarzy.



Czasami i raj przestaje być prawdziwym edenem, kiedy dopada choroba, która zwala z nóg i rozkłady pozostałą część wyjazdu – co prawda za oknami przybywało pięknego śniegu z godziny na godzinę, ale to nie cieszy, kiedy trzeba walczyć z chorobą jednego z uczestników wyprawy, a do najbliższej apteki jest 2 km drogi w jedną stronę. Kochani wszystko piechotą – 2 wizyty w aptece, Marzenka wie, jak bardzo się starałam i jak szybko przebierałam nóżkami, pokonując wysokie zaspy białego śniegu.
Szczęście w nieszczęściu, bo zaczęłam dziergać piękny sweter, z warkoczami i guzkami, cieplutki w sam raz na chłodne dni i mroźne dni.


Efekty możecie zobaczyć sami. Przepis na sweter udostępnię zainteresowanym.

2 komentarze:

  1. Dla mnie narciarstwo biegowe to całkowita nowość, ale zastanawiam się czy nie spróbować... Tylko nie wiem gdzie. Tu niby wymieniają 3 najlepsze trasy w Tatrach:
    https://biegactwo.wordpress.com/2016/11/15/3-najlepsze-trasy-na-narty-biegowe-w-tatrach/
    Tyle że ja raczej wolę też rejony Bukowiny niż samego Zakopca. Nie wiem gdzie jechać :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiałam się nad wyjazdem na biegówki w polskie Tatry, ale z tego co piszesz, to raczej kiepsko to widzę. Może wybiorę się na Słowację... :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza!
Uprzejmie proszę Użytkowników Anonimowych o podpisanie się chociaż imieniem lub nickiem, chciałabym wiedzieć jak się do Was zwracać.