To nie kurczak wielkanocny, ale znak uwaga na kiwi. Wielkanoc w Nowej Zelandii była zdecydowanie udana, bo kto by pomyślał, że przypada ona prawie jesienią - nie z powodu kalendarza, ale następujących po sobie pór roku.
Jak przystało na okres Wielkanocy - musiał być baranek, no i był, żywy i świeżo strzyżony :-)
baranek wielkanocny 2012 |
Śniadanie wielkanocne przywitaliśmy w Przełęczy Atrhur's Pass, która jest częścią Parku Narodowego Arthur's Pass. Były i jajka, i pyszna wędzona kiełbaska, a wszystko to oznaczone napisem NO GMO, ponieważ Nowa Zelandia jako jedno z niewielu państw, może pochwalić się produkcją żywności niemodyfikowanej genetycznie! Jedyną wadą takiej żywności jest jej cena, ale w sumie dobre rozwiązanie, jeśli dbamy o utrzymanie zgrabnej sylwetki, nie jemy tyle ;-).
śniadanie wielkanocne w Przełęczy Arthur's Pass tuż przed naszym domkiem, Nowa Zelandia |
Po śniadaniu wsiedliśmy do naszego pojazdu i ruszyliśmy w dalszą drogę, tego dnia mieliśmy do przejechania sporo kilometrów. Na szczęście w Nowej Zelandii nie ma korków, jeździ się bardzo przyjemnie, bo zdecydowanie jest mniejsze natężenie ruchu na drogach niż w Polsce i muszę stwierdzić, że my Polacy jeździmy za szybko.
gdzieś na szlaku w Nowej Zelandii |
Park Narodowy Arthur's Pass położony jest na Wyspie Południowej, w jej centralnej części w Alpach Południowych. Przedzielony jest drogą krajową nr 73, która nazywana jest również Wielką Drogą Alpejską (widoki są przepiękne, gdy pokonujemy kolejne kilometry tej trasy).
poranek wielkanocny, a my jedziemy Wielką Drogą Alpejską, Przełęcz Arthur's Pass, Nowa Zelandia 2012 |
Zmierzamy do miejscowości Franz Josef i spaceru do jęzora lodowca o tej samej nazwie co miejscowość. Po drodze mały przystanek i wszędzie cisza, spokój i przepiękne krajobrazy.
Wyspa Południowa, Nowa Zelandia 2012 |
miasteczko Franz Josef, Nowa Zelandia 2012 |
Pierwsza wzmianka o tym lodowcu pochodzi z 1859 roku, kiedy to został dostrzeżony przez statek parowy Maria Luisa, natomiast swą nazwę zawdzięcza niemieckiemu badaczowi, który nazwał go tak na cześć cesarza Austrii Franza Josefa I.
Lodowiec ten liczy sobie w tej chwili ok 12 km długości i kończy się na ok 19 km przed Morzem Tasmana. Lodowiec ten wszedł w fazę zaniku, największy jego zanik był w 1940 i 1980 roku kiedy to znikał ok 70 cm na dzień. Biorąc po uwagę ostatnie zlodowacenie szacuje się, że ten lodowiec jeszcze ok 10.000 do 15.000 lat temu sięgał do morza. Lodowiec ten od 2008 roku wszedł w fazę bardzo szybkiego kurczenia się, wycofywania się, proces ten jest przypisywany globalnemu ociepleniu.
Spacery po lodowcu należały do największych atrakcji, jednakże od kwietnia 2012 roku, wymagane są loty helikopterem, aby dotrzeć na lodowiec, ponieważ wyniku postępującego zaniku lodowca, jego czoło jest bardzo niestabilne.
My niestety udaliśmy się tylko na spacer do czoła lodowca. Teren był mocno skalisty i widać było, że są to głazy i kamienie naniesione przez topniejący i wycofujące się czoło lodowca.
za mną czoło lodowca Franz Josef, Nowa Zelandia 2012 |
Wędrując mocno kamienistym szlakiem ubogim w roślinność, nie zauważyłam czoła lodowca, byłam przekonana, że to skalna ściana w trochę innym odcieniu. Zobaczcie sami, że niczym się nie różni od skały.
lodowiec beze mnie ;-), Nowa Zelandia 2012 |
Aby nie być gołosłownym poniżej przedstawiam porównanie lodowca z roku 2011 i 2001 - zdecydowanie widać jak Franz Josef się wycofuje.
Ciekawe, bardzo ciekawe. I jak zawsze miło opowiedziane. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńdziękuję
UsuńElla super zdjęcia.
OdpowiedzUsuńdziękuję Jolu
UsuńPrzepiekne miejsca, przepiekne krajobrazy!
OdpowiedzUsuńchciałabym jeszcze raz móc się tam znaleźć i spędzić trochę więcej czasu w niektórych miejscach
UsuńPiękne zdjęcia :) Tyle wspaniałych miejsc do zobaczenia, a życie tylko jedno ;)
OdpowiedzUsuńdlatego warto z niego korzystać!
UsuńJak tam pięknie! Na zdjęcie z mostem wpatrywałam się z jakieś 5 min... Okropna romantyczka ze mnie ;)
OdpowiedzUsuńnie tylko z Ciebie, ja siedziałam na tym pomoście jakieś 15 minut i wpatrywałam się w niczym niezmąconą taflę jeziora
UsuńPrzepiękne zdjęcia:) baranek wygląda jak mój- tylko że ja mam z gipsu:)
OdpowiedzUsuńz gipsu to nie to samo ;-)
Usuńfakt baranków i owieczek było tam całe mnóstwo - a najzabawniejsze są ciekawskie lamy ...
Ale daleko wyjechalas, przesliczne zdjecia, przez chwile tez przenioslam sie w przestrzeni. Pozdrawiam Beata
OdpowiedzUsuńzapraszam w takim razie do podróży w przestrzeni kolejnym razem - również zapowiada się ciekawie, dziękuję za komentarz, z pozdrowieniami, Ella
UsuńŚwietna wycieczka i śliczne zdjęcia! Zazdroszczę takiej Wielkanocy :)
OdpowiedzUsuń